autor: Piotr Zawadzki
Deszcz szatkował ostatnie łachy śniegu,
pod czerwoną parasolką wyglądasz
bardziej męsko - powiedziałaś na odchodne. Czerwień
wypala krople, syczą na powierzchni jak oliwa,
wracają w górne rejony eteru. Przyjaciele
dawno rozeszli się ze śmiechem, kino dźwięczało
odkurzaczami, szeptem koneserów. Poczekajmy,
może będzie coś po napisach? Powrót
był wyliczaniem błogosławieństw. Dlaczego
dostrzegam je tak rzadko?
Wracam przez ciemne miasto po wodzie
ulicznych rzek. Z każdym słowem dziękczynienia
widzę ostrzejsze kształty
domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz