Bezowocny świętoszek

autor: Piotr Zawadzki

 


Kościoły są pełne ludzi ociekających zimną poprawnością teologiczną i  pozornie zgodnym z doktryną pojmowaniem świętości, wynikającym z przesłuchania miliona kazań i konferencji. Nazwałbym ich "konserwatywnymi wierzącymi". Na czym polega taki konserwatyzm? Na usilnym staraniu się by osiągnąć w życiu nieludzki poziom świętości, dążeniem za wszelką cenę do "bycia w zgodzie ze Słowem" (czyli tak naprawdę ich prywatną interpretacją Biblii), idealnej doktrynie i stuprocentowej odporności na zwiedzenie (czytaj - przejawianie jakiejkolwiek pasji czy niestandardowego podejścia w wierze...). Oczywiście kończy się na ideałach (które mimo swojej banalnej hasłowości wydają się być bardzo słuszne...). Życie natomiast pokazuje, iż konserwatywny wierzący, mimo dokładnie wycyzelowanej doktryny, nie przejawia ani postępowania, ani charakteru Jezusa, bardzo często będąc człowiekiem nieznośnym, ciężkim w obyciu, odizolowanym. Kończy się na pustych słowach.
Wiem co piszę, sam byłem w tym miejscu. Dzięki Bogu udało mi się z niego zbiec i pokutować za grzech bycia bezowocnym... świętoszkiem. Wierzę, że Bóg w swojej miłości przebaczy nawet to.

Mdłe życie
Pod skorupą pobożnych haseł kryje się jednak bardzo często bezowocne życie, życie które mdli ludzi wokoło zamiast przyciągać ich do Jezusa. Chrześcijański konserwatysta okazuje się być człowiekiem , który ani w sferze charakteru, ani w sferze duchowości czy w niesieniu Jezusa nie ma owocu. Swoim postępowaniem i życiem oferuje ludziom wokół jedynie poczucie odrzucenia i potępienia. Swoimi słowami kreuje obraz Boga, którego jedynym zajęciem jest gniewać się, sądzić ludzi i wrzucać ich masowo do piekła. Jego standardy są tak wysokie, że nikt nie jest w stanie im sprostać. Świętoszek żyje w głęboko skrywanej przed sobą pysze i pogardzie dla ludzi "gorszych" od siebie. Dlaczego skrywa to przed sobą? Ponieważ taka wiedza ustawiłaby go w rzędzie grzeszników, zdanych na łaskę przebaczenia. Na coś takiego, walczący o własnych siłach konserwatysta nie mógłby sobie pozwolić. Łaska bowiem dla takiego jest zagrożeniem i przyzwoleniem na grzech. Łaska w jego oczach urasta to czynnika rozprężającego duchowe życie ludzi. Nie rozumie on zupełnie jej działania, dowodząc tym samym swojego niezrozumienia samego chrześcijaństwa. Silni nie potrzebują żadnej łaski.
 
Ludzki, słaby, niepoukładany

 Z drugiej strony postawić możemy chrześcijanina niepoukładanego, który nie chce być doktrynalną maszyną, ma braki teologiczne, boryka się z problemami, a niektóre części jego życia pozostawiają wiele do życzenia . Ludzie jednak lgną do niego z racji tego, że jest taki jak oni, ludzki, normalny, z problemami. Wielu nawraca się z powodu takiego głoszenia Ewangelii, bo człowiek ten w swoich słabościach pragnie mówić ze swojego miejsca o Jezusie i Jego łasce. Uratowany ratuje innych, rozumiejąc, że nie ma głosić uświęcenia lecz zbawienie, bo na uświęcenie jest czas wtedy, gdy człowiek należy już do Jezusa a nie wcześniej. Słaby rozumie słabych i współczuje im, prowadząc ich do spotkania z Bogiem. Wie, że wiele mu przebaczono, dlatego bardzo kocha...

Co jest lepsze dla Królestwa? Bezowocny świętoszek, czy owocny grzesznik?
 
ZAPRASZAMY DO KOMENTOWANIA ARTYKUŁU

9 komentarzy:

Unknown pisze...

Ponownie nie zgadzam się z ko9lejnym artem. Myślę, że twarda miłość, radykalność i konserwatyzm to cechy Chrystusa, które widzimy w ewangeliach. Nie wiem czy to się tyczy autora tego artu, ale zauważam od czasu do czasu na tym blogu pewny liberalizm. Osobiście nie chcę go w swoim życiu. Chcę iść na całość z Jezusem. Radykalni chrześcijanie to nie ci sami ludzie, których nazywam "synajowcami". Synajowcy czczą prawo i religię, ludzie Boży konserwatywnie pamiętają i żyją Prawodawcą. Ale tak czy siak - czekam na następny artykuł;). Powodzenia.

aaa pisze...

Dobre ale krótkie! Ludzie pod pozorem drżenia o swoje zbawienie nie robią absolutnie nic co by mogło "stłuc" ten piękny kryształ zwany zbawieniem.

Anonimowy pisze...

Po przeczytaniu artykułu , można odnieść wrażenie że ani jedna ani druga postawa nie jest godna naśladowania bo obie mogą dożyć do jednego tak zwanego ulubionego grzechu chrześcijan którym jest pycha i osadzanie innych bez poznania prawdziwych intencji i serc ludzi.

Tomik pisze...

Zauważyłem (szczególnie u mnie) jedną prawidłowość: Bóg potrafi nawet złe rzeczy w naszym życiu obrócić w dobre, gdy Mu na to pozwolimy (czytaj: w 100% zależni od jego Łaski), natomiast świętoszkowatość wycina z reguły te dobre (a już na pewno te najlepsze), a złych nie likwiduje, tylko co najwyżej je ukrywa dając chwilowy pozór przemiany.

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z tym co Piotr napisał, ale myślę, że artykuł można by rozwinąć. Osobiście uważam, że nie można pozostać jedynie owocnym grzesznikiem, przemiana charakteru musi być widoczna w każdym wierzącym bo jest efektem działania Ducha Św. Z mojego doświadczenia takie osoby daleko nikogo nie zaprowadzą jeśli nie uświęcają swojego charakteru. Takie osoby po dłuższym czasie mnie irytują. Jeśli nie ma przemiany charakteru człowieka, to i nie ma działania Ducha Św. w jego życiu i tkwi w grzeszkach. Nie krytykuje artykułu ale zachęcam do jego rozwinięcia :) Pozdrawiam.

czcigodny sługa Boży abp Piotr Jan Fulton Sheen pisze...

"Przyglądając się dzisiejszemu Kościołowi (kler-liturgia-teologia) tradycyjny katolik najpierw się oburza, potem trwoży a w końcu wybucha śmiechem."

Anonimowy pisze...

Sformułowanie "konserwatywny wierzący" ma od zawsze wydźwięk pozytywny i określa człowieka świętości i owocu. Nie można manipulować stereotypami nadając pozytywnym określeniom znaczenie negatywne. Mi do postawy "konserwatywnego wierzącego" brakują lata świetlne. Nie mniej jednak to wzorzec Chrystusa który powinniśmy naśladować. Swoją drogą cóż za nagrodę będzie miał grzesznik, który choćby cały świat zdobył a na swojej duszy szkodę poniósł. Czyż biblia nie mówi o takich? Ten artykuł mówi o faryzejskiej postawie którą niefortunnie autor nazwał "konserwatyzmem wiary" przyzwalając jednocześnie na obniżenie standardów chrześcijańskiego życia. To zmysłowa i diabelska nauka. Rozumie gry i zabawy słowne ale, tego typu kontrowersje są nieewangeliczne. Autor powinien naśladować łagodność i powściągliwość Jezusa. Zamiast tego naśladuje Palikota przynoszącego na konferencje prasowe pistolety i silikonowe "kutasy" aby nie treścią lecz kontrowersją zwrócić na siebie uwagę. Kościół nie potrzebuje dzisiaj uczniów Palikota lecz naśladowców Chrystusa, który nie starał się być kontrowersyjny lecz był po prostu zwyczajnie poddany Ojcu.

Anonimowy pisze...

zgadzam się z ostatnią wypowiedzią Anonimowego..cóż jak dla mnie również jest to kolejny artykuł "akcja prowokacja " rodem z Jaśka Palikota...ja rozumiem, że autor chce zwrócić uwagę na ważne sprawy jednak moim skromnym zdaniem robisz to braciszku czasem w dość infantylny sposób...jestem osobą która nawróciła się spory kawałek czasu temu i sporo widziałem, jak również przeżyłem. sądzę ,że gdyby nie owy bagaż doświadczeń i nieustająca korekta Ducha Świętego w moim codziennym życiu stanął bym murem , stety albo i nie za tymi "niemoralnymi " konserwatystami. Drogi braciszku , nie wiem jaki miałeś cel publikując owe przemyślenia , chociaż coś mi tam w mojej szarej gófce świta jednak nieodparcie na pierwszy plan , jak dla mnie wysuwa się myśl iż mylisz pojęcia Biblijnego konserwatyzmu z czysto ludzkimi objawami świętoszkowatości i cielesności Konkludując..: ja również byłem w tym miejscu w którym ty stoisz obecnie..również wydawało mi się i to całkiem do niedawna, że owa druga postawa o jakiej piszesz jest "tym" lepszym wyjściem...jednak "Boża Proza Życia" udowodniła mi , że najlepiej być naturalnym konserwatystą aniżeli popadać w jakąkolwiek skrajność..serdecznie pozdrawiam autora tekstu :)

Piotr pisze...

Nie mam nic wspólnego z Palikotem, myślę że porównywanie tego artykułu do działań Palikota ma więcej wspólnego z jego podejściem niż mój tekst.

Pisząc o konserwatywnym wierzącym mam na myśli człowieka religijnego ale nie przemienionego. Dobór słów jest celowy. Ńie mam pozytywnych doświadczeń z tym gatunkiem chrześcijan. Ot uważam że konserwatyzm prowadzi do hipokryzji. Kto Idzie za Jezusem rozumie, że On sam nie był konserwatywny - był otwarty i kochający ludzi. Tam gdzie miłość i łaska, ludzie nie kierują się tylko zasadami, ale Duchem tych zasad. Ot różnica, ale bardzo wielka. Myślę że faryzeusze byli konserwatystami czasów Jezusa. dla nich Jezus był liberałem lub nawet libertynem :). Tacy są zawsze świętsi od samego Boga... w swoich oczach.

Moje pisanie również wynika z wieloletniej służby dla Boga i doświadczeń prozy życia. Nie mam zamiaru się licytować :). Chociaż ton masz delikatnie mówiąc protekcjonalny :).

Mimo, iż niektóre komentarze są odmiennego zdania, dziękuję, w każdym jest cenna myśl która przybliża do Jezusa. Grunt to pięknie się różnić.

Pax :).