ONI SIĘ SPRZEDALI

Piotr Zawadzki



Ostatnio z fascynacją oglądam reakcje chrześcijańskiego światka na to, co dzieje się z niektórymi celebrytami Kościoła. Nie chodzi nawet o same reakcje, ale to co za nimi stoi. Co siedzi pod powierzchnią komentarzy wklejanych masowo pod informacjami z życia tychże celebrytów (straszne słowo jeśli chodzi o Kościół... ale adekwatne). 




KAZNODZIEJA OPRYH WINFREY

Pierwszym z kontrowersyjnych działaczy szeroko komentowanym (i opluwanym) jest Rob Bell. Słynny w USA pastor, autor i mówca określany jako głos nowego Kościoła, zasłynął z dyskusji o istnieniu i zasadności piekła - po roznieceniu tej dyskusji środowisko chrześcijańskie w dużej mierze skreśliło go. Dostał łatkę heretyka. Szybko jednak stanął na nogi i dostał propozycję od Opry Winfrey na prowadzenie własnego show (chrześcijańskiego) w ramach stacji telewizyjnej, która jest własnością multimilionerki. Problem polega na tym, że Oprah i jej stacja specjalizuje się w czymś, co nazwalibyśmy duchowością New Age - na jej falach na równi wypowiadają się wschodni guru i chrześcijańscy pastorzy, specjaliści od samopomocy oraz ezoteryki. Stanowi to wybuchową mieszankę oraz worek w którym znajdziesz wszystko i zarazem nic. Gdy tylko Rob Bell zgodził się na prowadzenie show Kościół eksplodował wylewając krytykę pod adresem Bella. "Sprzedał się" - mówiono. Do momentu aż wyemitowano pierwszy odcinek jego programu w którym Bell, używając języka, który trafia do widowni Opryh (czyli wielu milionów na całym świecie) mówił non stop o Bogu, Jego miłości i... krzyżu Jezusa. Mówił ich językiem o Ewangelii.

Nie chcę jednak opisywać tutaj samego sukcesu Bella czy kontrowersji wokół jego kompromisu i czy to był kompromis... czy odwaga. Nie chodzi o to. Chciałbym zastanowić się raczej nad innym faktem. Dlaczego świecki sukces Bella, który udało mu się połączyć z głoszeniem Ewangelii do wielomilionowego tłumu (takiej akcji ewangelizacyjnej nie było na świecie od wielu lat) zostało określone przez niektórych wierzących jako pójście na kompromis, sprzedanie się a nawet... herezja? Dlaczego niektórzy chrześcijanie na widok wybitnych jednostek, które odnoszą światowy sukces, zamieniają się w łowców czarownic?

RAPER U KOMIKA

Przypadek Bella to nie jedyny jaki ostatnio było mi zaobserwować. Oprócz Bella była też w ostatnim czasie głośna sprawa Lacrae - słynnego rapera chrześcijańskiego, który odnosi wielki sukces (także w niechrześcijańskich środowiskach) w USA na fali którego został zaproszony do jednego ze słynniejszych amerykańskich show - "Jimmy's Fallon Show" - czymś w stylu naszego Kuby Wojewódzkiego (właściwie formuła programu Wojewódzkiego jest bardzo podobna do Jimmiego - oczywiście nie uważam, że to plagiat...). To show ogląda cała Ameryka. Lacrae miał okazję mówić do milionów. Oczywiście niektórzy chrześcijanie podnieśli swoje głowy i wystosowali komentarze o "sprzedaniu się" rapera. 

Skąd ta paranoja odnośnie sprzedania się? Dlaczego cierpi na nią Kościół?

ZAZDROŚNI, MALI LUDZIE

Pewnikiem część tej krytyki wynika z zazdrości i małości niektórych ludzi. Sukces jaki odniosły te jednostki jest niepodważalny. Co do duchowej oceny, czyli tego czy za to pójdą do piekła czy nie (bo chyba do tego sprowadzają się te ociekające nienawiścią komentarze o ich wyczynach) powinniśmy zostawić Panu Bogu i nie kwapić się z szybkim zasiadaniem na sędziowskim krześle - bo jest już zajęte. Chciałbym tylko napomknąć, że do Jezusa podchodzono podobnie kiedy on gromadził wokół siebie tłumy różnej proweniencji. Jedni mieli go za heretyka (bo mówił z autorytetem ale inaczej niż pozostali) inni za fałszywego proroka (bo mówił w imieniu Boga), jeszcze inni za oszusta (bo ludzie za nim szli tłumami czyniąc Go człowiekiem nr. 1 w Jerozolimie). Religijny establishment skreślił go, nalepiając łatkę "przyjaciela grzeszników" czy też "pijaka". Jezus cieszył się ogromną popularnością. A im bardziej był popularny - tym bardziej go nienawidzono. Bo popularność to wpływ.
Zawsze będą ludzie, którzy wobec wpływu innych, odczują ukłucie zazdrości i... strachu.

ZŁA WIZJA ŚWIATA

Ale zazdrość nie wyczerpuje problemu. Jest też druga część medalu. Kościół nie rozumie tego czym ma być ewangelizacja - czyli dzielenie się przesłaniem o zbawieniu w Jezusie. Wizja ewangelizacji w Kościele jest bowiem... idealistyczna, naiwna, a czasami po prostu głupia. Wygląda to tak - święty Kościół wychodzi na pole misyjne, zaszczyca ludzi Ewangelią w czystej, biblijnej postaci, po czym wyrusza z masą nawróconych duszyczek do swojej twierdzy, by po jakimś czasie znów się wynurzyć. Naiwne? Owszem! Dlaczego? Poniżej kilka mitów i racjonalnych odpowiedzi.

Ewangelia ma być głoszona w "czystej postaci"
Nikt do końca nie wie co to jest czysta postać Ewangelii a każdy z nas mówi o swoim subiektywnym przeżywaniu Boga, używając swojego języka... Wymuskana wizja czystej Ewangelii to bujda, używana do tego By przepchać twierdzenia jednych ludzi ponad twierdzenia innych. Poszukiwanie takiej formułki to bardziej magia niż wiara.

Ewangelia ma być głoszona bez kompromisu
Brak kompromisu to brak zrozumienia Ewangelii. Jezus dokonał kompromisu z ludzką, cielesną naturą i przyjął ją (grzeszną naturę) na siebie aby nas zbawić. Misja Jezusa to kompromis. My też musimy to zrozumieć. Nie ma skutecznego dzielenia się Ewangelią bez wejścia pod strzechy ludzi o innych poglądach i stylu życia, bez dzielenia z nimi życia, bez kochania tych ludzi i bez zdrowego współczucia z nimi. 

Ewangelia nie idzie w parze z popularnością czy sukcesem
Życie Jezusa temu przeczy - przez trzy lata był najbardziej popularnym człowiekiem w Izraelu. To jest sukces. Można być popularnym, mieć sukces w życiu i kochać Boga, służyć Mu i korzystać ze swojego nadprzeciętnego wpływu i finansów do tego by dotrzeć z Ewangelią tam, gdzie niewielu innych ludzi dotrze. Czasami gdy świat cię lubi, znaczy to, że świat ciągnie do Jezusa (a nie, że sprzedałeś swoją dusze szatanowi).

Ewangelia to monolog
Mówienie innym o Jezusie to zawsze dialog i uczenie się od innych - większość chrześcijan uważa jednak, że kiedy oni mówią, to reszta słucha. Z ich ust wylewa się objawienie - z którym nie ma żadnej dyskusji. To święty monolog! Ludzie innych wyznań są w błędzie więc mają słuchać. Ludzie innych światopoglądów są w błędzie - mają słuchać. My mamy rację a oni... są w ciemnym i głuchym lesie. Tylko dla mnie brzmi to jak grzech pychy? Jeśli postrzegamy niesienie ewangelii jako dialog to przede wszystkim słuchamy drugiej strony z szacunkiem i uczymy się. Mamy postawę sługi i dobrego słuchacza. Uczestniczymy w wymianie doświadczeń i mądrości a nie grze w ideologiczną czy intelektualną dominację. Więc skończ swój religijny monolog i zacznij słuchać. Mów odważnie prawdę ale też przyjmuj prawdę. 

Następnym razem gdy będziemy mieli okazję obserwować sukces w stylu Roba Bella czy Lacrae zastanówmy się jaki komentarz ciśnie się nam na usta i z czego on tak naprawdę wynika. Może diabeł tkwi w szczegółach?

7 komentarzy:

Janka pisze...

Pieniądze, pieniądze - nowy bóg współczesnych ludzi;/

Malla pisze...

Mądry wpis;)

Jakub.G pisze...

Radziłbym skonfrontować z Biblią treść tego artykułu i co ona ma do powiedzenia na temat przyjmowania prawdy od ludzi innego wyznania. Nie zgadzam się zwłaszcza z "mitem":
- Ewangelia nie idzie w parze z popularnością czy sukcesem
W Biblii jest napisane że panem tej Ziemi jest Szatan, i jeżeli ewangelia idzie w parze z ziemską sławą i popularnością to coś ewidentnie jest nie tak. Słowo boże jest znienawidzone przez Diabła i będzie się on starał je zniweczyć za każdą cenę w tym nie dopuszczając go do mediów tego pokroju.
Co do piekła to jest o nim powiedziane że istnieje i że mała garstka dostanie się do nieba.
Także biegnijmy dopóki mamy możliwość !

Piotr pisze...

Jakub G. - a więc uważasz, że popularność Jezusa wynikała z...? Bo nie zaprzeczysz chyba, że Jezus był najpopularniejszym człowiekiem za swojego życia w Jerozolimie. Jaka to była sława?
Co do piekła to na pewno Bóg zaprojektował wszystko tak, żeby większośc ludzi w nim umarła a tylko garstka doczołgała się do końca wyścigu?

Anonimowy pisze...

Dobry wpis. Nie da się skutecznie zwiastować Ewangelii bez zrozumienia i współczucia dla ludzi, z którymi rozmawiamy. "...dla słabych stałem się słabym, aby słabych pozyskać; dla wszystkich stałem się wszystkim, żeby tak czy owak niektórych zbawić. A czynię to wszystko dla ewangelii, aby uczestniczyć w jej zwiastowaniu" I kor 9:19-23

Piotr Skała Gajda pisze...

Piękny "sprzedający" tytuł Piotrze!
Przyznaję, gdyby nie on, na pewno bym tutaj nie zajrzał.
A jestem! Gratuluję! :)

Uwielbiam artykuły, które poruszają ważne tematy i to w tak bezpośredni sposób.

Przyznaję, Rob Bell nie jest mi znany, ale Lacrae jak najbardziej.

Absolutnie zgadzam się z Twoimi słowami. Nie raz zadaję sobie pytanie, jak odebrany byłby Jezus w naszych czasach. Gdyby wszedł po prostu do kościoła i w maksymalnie konkretny sposób zaczął mówić: "Kto zaś zgorszy jednego z tych małych, którzy wierzą we mnie, lepiej będzie dla niego, aby mu zawieszono u szyi kamień młyński i utopiono go w głębi morza".
Jezus nigdy nie używał słabych słów. A to na pewno nie mogło się podobać.
Jestem pewny, że w dzisiejszych czasach również by się nie podobało nikomu :)

Jakub G. - "Ewangelia nie idzie w parze z popularnością czy sukcesem". Te słowa oznaczałyby, że Nick Vujicic jest heretykiem i musimy go wszyscy spalić na stosie. W końcu jego majątek wyceniany jest na 0,5 mln dolarów.
Nie mówiąc już o Janie Pawle II, czy Franciszku, którzy wykorzystywali/wykorzystują nowe media do komunikacji z wiernymi. To też moglibyśmy podłączyć pod coś złego. Tylko dlaczego?

Powracając do samego artykułu. Nie znalazłem treści, z którymi bym się nie zgodził.
Osobiście również bardzo boli mnie fakt, że Kościół zamiast zmienić język komunikacji i podejście, ale broniąc nadal stałych zasad, ciągle trzyma się starego języka i starego podejścia. Mamy robić wielkie rzeczy, ale ze strachu przed wyjściem i głoszeniem zostajemy w naszym świadku i strefie komfortu, ściągających na dół i krytykując tych, którzy robią to, co do nas należy :)

To nie pieniądz są problemem, ale podejście do nich. Tak samo "złym człowiekiem" może być ten, który ma duże pieniądze, jak i ten, który nie ma nic. Kwestia naszego podejścia i zadnia sobie pytania, czy pieniądze mi służą, czy to ja służę im. Dopóki to ja nimi zarządzam, nie widzę problemu, aby rozwijać się i osiągać sukces a zarazem głosić Ewangelię.
Chwała Bogu, że są tacy ludzie, którzy potrafią to ze sobą połączyć.

Pozdrawiam najserdeczniej!
Czekam na kolejne wpisy tego typu ;)

Witold pisze...

Jezus nie był radykalny ale miał radykalne poglądy i moim zdaniem głosił właśnie Ewangelię bezkompromisowo. Taki sam był Jan Paweł II. Jestem gorącym zwolennikiem "nie łagodzenia" przepisów tylko po to, żeby siebie oszukiwać i innych. Jezus powiedział, że przyszedł by przynieść miecz a nie pokój. Nie możemy iść na kompromis w tych sprawach. Bądźmy gotowi oddać życie nawet za te słowa! To jest gorliwość!