ARTYŚCI POTRZEBNI OD ZARAZ

Izabela Rabehanta
 
 
Sztuka opowiada. Każde dzieło, małe i duże, o czymś chce mówić. Tylko co, jeśli o ważnych rzeczach opowiada w nieinteresujący sposób? 
Bóg nas kocha, nawet gdy fałszujemy. Ale Bóg kocha, gdy śpiewamy czysto.

Muzyka jest jak umiejętności językowe, to narzędzie przekazywania treści. Aby dotrzeć do wielu uszu, trzeba przede wszystkim dobrze opowiadać.  Szkolenie i doskonalenie tych umiejętności to konieczność.

Co jest ważniejsze w muzyce chrześcijańskiej, profesjonalizm czy kondycja serca? Był taki moment w życiu, kiedy bardzo intensywnie szukałam odpowiedzi na to pytanie. Wydaje mi się, że dziś wiem na ten temat trochę więcej niż kiedyś. Nie można zaniedbać ani jednego, ani drugiego składnika. Nie da się też ustawić na sztywno właściwych proporcji. To raczej pewna indywidualna równowaga obu czynników tworzy prawdziwą wartość.
 
SZTUKA PIĘKNA I SZTUKA PROPAGANDY

Za mało jest dobrej chrześcijańskiej sztuki. Coraz więcej, chociaż ciągle za mało dobrej, ambitnej muzyki. Mało, bo ile w ogóle, dobrego kina tworzonego przez ludzi wierzących? Nie myślę tu o typowo religijnych dziełach typu „Życie Jezusa”, czy „Mojżesz. Droga przez pustynię”, obrazów z Pism (chociaż czemu nie, im lepiej wykonane, tym lepiej). Brakuje mi porządnie zrobionych, przemyślanych, niebanalnych filmów ukazujących świat i jego problemy z alternatywnej, „wierzącej perspektywy”. Filmów, które nie upraszczałyby świata, które umiałyby stawiać ważne pytania.
Pewien problem z chrześcijańską kinematografią polega na tym, że miarą jej jakości nie jest – jakby wielu chciało – sama jakość przesłania. Naprawdę trudno się zgodzić z tym, że jeśli dzieło promuje właściwe wartości z punktu widzenia ludzi wierzących, czy prezentuje historię wyjętą z Biblii, to automatycznie staje się ‘dobrą’ sztuką. Zbyt bliskie to mechanizmom propagandy.
 
 „Noe” wzbudził gigantyczne nadzieje chrześcijan na całym świecie. Niestety, tak jak wielkie były te oczekiwania, tak potężne rozczarowanie, że jednak nie mamy do czynienia z wiernym przedstawieniem biblijnej historii. Fakt, gdyby tak się jednak stało, byłby to chyba najlepszy chrześcijański film wszechczasów, bo Aronofsky robi świetne kino. Czy to jednak nie są zbyt wygórowane oczekiwania, aby nagle Holywood wziął się za produkcję świętego filmu? Marzenia… Noe okazał się jedynie inspirującą postacią. Na podstawie jego historii utkano odrębne przesłanie mające niewiele wspólnego z oryginałem.
 
CO ARTYSTA CHCE POWIEDZIEĆ?

Słucham Kari Amirian. Tak, kupiłam dobrą, chrześcijańską płytę w EMPiKu! Czekam na więcej!
Nie mam nic do Hillsongów i Chrisów Tomlinów, byle nie było ich tak wielu. Byle ludzie, którzy w jednakowym stylu wykonują worship, nie zalewali całego rynku muzyki chrześcijańskiej. O takiej muzyce żartuje się czasem, każdy kolejny utwór powstaje w wyniku wyciągnięcia z worka kilku przypadkowych słów. Słów, które zawsze się ze sobą kleją, takich naszych zborowych bon motów, sloganów i paru uniwersalnych wersetów. Przyznaję, trochę prześmiewcze to stwierdzenie, ale kryje się w nim odrobina prawdy.  Natomiast artysta musi mieć coś do powiedzenia i musi mieć świadomość swojej misji. Gra na instrumencie nie wystarczy. Nawet wirtuozeria plus piękna barwa głosu to za mało.
 
Ja bym chciała artystów, którzy będą mówić więcej niż „Jesteś święty” w trzech akordach i dwóch riffach. Ja bym chciała, żeby opowiadali o sobie, swojej tożsamości, o tym, jakie toczą walki, w czym upadają i jak się podnoszą. O miłości bym chciała, ale o miłości głębszej niż te historyjki z gazet dla nastolatek czy sfrustrowanych kobiet w średnim wieku. Historii, jakie znam z opowiadań moich znajomych, którzy na swojego partnera życiowego czekają, modlą się, trochę błądzą, ale Bóg ich znajduje, koryguje, prowadzi. Aż w końcu przychodzi miłość. Ale męża znajdują, a nie kochanka.
 
NA ZAKONCZENIE. GDZIE CI ARTYŚCI?

Chyba brzmię pesymistycznie. Otóż, wbrew pozorom wiem, że z dobrą chrześcijańską sztuką nie jest tak źle, jakby mogło się czasami wydawać. Wokół mnie kiełkują nowe pomysły, rozwijają się nowe ambitne projekty, dojrzewają nowe talenty. Obdarowani ludzie coraz mocniej dążą do profesjonalizmu w tym, co robią, a robią coraz więcej i coraz piękniej! Może jeszcze brak odpowiednich środków promocji, dróg rozpowszechniania, może „wielka scena” jest niegościnna dla pewnej wrażliwości i wartości, które nie cieszą się wielką popularnością. Trudno oczekiwać, aby było inaczej („Gdybyście byli ze świata, świat miłowałby to, co jest jego; że jednak ze świata nie jesteście, ale Ja was wybrałem ze świata, dlatego was świat nienawidzi.”). Ale i tak znajdują się sposoby, otwierają się drzwi.
 
Sztuka w której obecny jest Chrystus, na której odciśnięta jest Jego ręka, jest jednym z potężnych narzędzi ewangelizacji. Nie wszyscy muszą roznosić ulotki z kilkoma wersetami i zaproszeniem na nabożeństwo do najbliższego zboru. Nie wszyscy będą brać udział w ewangelizacyjnych dramach na ulicy, nie wszyscy będą nosić koszulki z napisem „Jezus jest Panem”. Ale jeśli ktoś odważnie pokazuje innym swoje życie, którego Panem jest Jezus i swoją sztuką opowiada, o tym życiu pełnym wiary  dając innym nadzieję, okazję do zastanowienia, to jest to ewangelizacja. Jest to ważna sprawa.




Izabela Rabehanta – chrześcijanka. Skończyła teologię, stosunki międzynarodowe i ekonomię. Zawodowo związana z mediami. Największe miłości to mąż, Francja i śpiewanie. Ulubiony fragment w Biblii – list do Filipian, cały. Mieszka we Francji i pisze o niej na blogu http://loveforfrance.majakka.pl/.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Polecam zespoły z wytwórni Solid State. Myślę, że tam zespoły mają dosyć szerszy chrześcijański przekaz. Pod warunkiem, że się nie boi mocnej stylistyki :)