ARTYŚCI W KOŚCIELE

Piotr Zawadzki

 
Trzeba przyznać, że w środowiskach protestanckich a szczególnie ewangelikalnych rola artystów w mozaice Kościoła została poważnie uszczuplona. W sprawach sztuki najczęściej wypowiadają się muzycy, bo oni, z racji tworzenia utworów śpiewanych (lub wytych...) na nabożeństwach cieszą się uznaniem wierzących (pod warunkiem, że to co tworzą trafia w gusta i nie jest zbyt odważne czy alternatywne - pojawia się jednak pytanie ile z tych muzycznych kawałków jest sztuką a ile z nich pop-kulturowym wytworem?). Pozostali przedstawiciele sztuk pięknych zniknęli, ucichli, przestali być dostrzegani czy uznawani za coś ważnego dla Kościoła. Dlaczego?

Współcześnie obserwujemy jeszcze odrodzenie sztuk wizualnych - bo one również zostały dostrzeżone jako służebne wobec celów Kościoła. Nie mówię tu oczywiście o odważnych obrazach, rzeźbie itp. tylko o młodym pokoleniu grafików komputerowych, którzy póki co zadowalają się przygotowywaniem plakatów, stron internetowych i ulotek różnych wydarzeń - to co robią jest bardzo ważne, chciałoby się jednak widzieć jak ze swoimi niesamowitymi zdolnościami wypływają na szersze wody tworząc sztukę z wyższej półki niż grafiki użyte na ulotce czy plakacie kolejnej Ewangelizacji czy konferencji. Wymaga to jednak wsparcia całego Kościoła i zrozumienia, że sztuka potrzebuje wolności - jak człowiek. Pozostali artyści zeszli do podziemia. Dramat stał się dramą, literatura banalnym traktatem lub książką motywacyjną, rzeźba - figurkami świętych, obraz - grafiką na plakacie, muzyka - pop-szmirą na trzy nuty, poezja - rymowanką rodem z Częstochowy, architektura - tworzeniem zimnych hal na nabożeństwa. Co stało się ze sztuką, dlaczego Kościół ją tak skrzywdził? Dlaczego Kościół boi się piękna?

EKSTREMA

W podejściu do sztuki mamy do czynienia z dwoma ekstremami - Kościół albo padał na kolana przed sztuką którą tworzył i czcił ją jak Boga (najwyraźniej myląc chrześcijaństwo z pogaństwem) lub niszczył wszelką sztukę wznosząc na sztandary hasła o zakazie czynienia sobie obrazów i podobieństw. W drugim przypadku najbardziej oberwało się rzeźbie i malarstwu, w pierwszym na twarz padano przed każdym właściwie typem sztuki (literatura wchodziła w skład uświęconej zbytnio tradycji, malarstwo w kult obrazów, rzeźby w kult figur, muzyka nabierała wymiaru zbyt ekstatycznego u odbiorców, architektura stała się producentem miejsc świętych...itp.). Czy można otworzyć sztuce trzecią drogę, drogę w której zajmie ona należne miejsce w życiu chrześcijan?
 
ARTYŚCI ARTYSTOM

Sztuka jest ekspresją wnętrza artysty.  Z tej racji zakazywanie lub podejrzliwość wobec sztuki jest próbą kontrolowania człowieka, próba nałożenia kajdan na kreatywność, którą wlewa w nas Bóg (stąd dla wielu liderów Kościoła artyści są postrzegani jako niebezpieczne, niepodporządkowane indywidua).
Jesteśmy twórczy z powodu naszego Twórcy.  
Taki jest cykl stworzenia - Bóg stwarza nas i naturę i powołuje do kontynuacji swojego dzieła. Jest to ukryte na początku Księgi Rodzaju przykazanie. Łamanie go zubaża możliwości niesienia Ewangelii oraz potężnie zawęża sferę jej odbiorców. Artystom bowiem głosić Ewangelię należy językiem sztuki, jeśli nikt go nie używa, kto do nich pójdzie, kto przypomni im o Najwyższym Twórcy?
 
EMOCJE JĘZYKIEM POSTMODERNIZMU

W 21 wieku Kościół staje przed potrzebą renesansu - odrodzenia w dziedzinie sztuk. Sztuka bowiem jako język emocji bardziej niż intelektu jest najlepszym nośnikiem piękna, które prowadzi do Boga. Sztuka to dziedzina przeżywania, a przeżycie i doświadczenie to najwyższa wartość dla postmodernistów 21 wieku. Głoszenie Ewangelii w intelektualny sposób w 21 wieku to... największa pomyłka (oraz niezrozumienie kontekstu w którym się znajdujemy). Emocje wyzwalane przez sztukę to język, którym mówią współcześni. Należy w końcu to zrozumieć i oswoić. Wymaga to też skończenia gadania na ten temat i rozpoczęcia... działania. Ale to temat na inny tekst.
 
 
 
Piotr Zawadzki - studiował filozofię na Uniwersytecie Opolskim. Poeta, felietonista i blogger, kaznodzieja i duszpasterz, założyciel Chrześcijańskiej Misji Rampa, redaktor "Chrześcijanina", redaktor naczelny "Respiratora". Na codzień pracuje jako asystent pastora w Kościele Zielonoświątkowym Ostoja w Opolu. Szczęśliwy mąż Joanny i tata małej Idy.

5 komentarzy:

aneta garbowska pisze...

Autor dotknął sedna! Świetny tekst, świetne spostrzeżenia...

Karolina.ja pisze...

Nie wiem czy można tu wszystko zwalać na Kościół. Tzn. owszem, jego rola jest tu duża, ale od samych artystów też wiele zależy. Zawsze kiedy patrzę na wszelkiego rodzaju chrześcijańskie gadżety, np. zakładki, breloczki itd. zastanawiam się dlaczego tak trudno znaleźć coś dobrze zaprojektowanego. I to nie jest tak, że nie znaleźliby się chętni do kupienia czegoś innego, tych naprawdę nie brakuje - tylko nie mają zbyt dużego wyboru, delikatnie mówiąc. Trudno tu mówić o odpowiedzialności Kościoła za taki stan rzeczy, raczej brakuje artystów którzy zaczęliby w tej dziedzinie działać.

Hiacynt pisze...

Zgodzę się co do sztuki i tego, że chodzi w niej o przeżywanie. Jednak jeśli faktycznie tak jest, że Kościół postrzega artystów jako zagrożenie (chyba nie zauważyłam tego, to myślę, że w większości jest to wina właśnie samych artystów, których zamiarem jest raczej skandalu niż wielbienie Boga.
Pozdrawiam:)

olala pisze...

Rzeczywiście temat jest warty uwagi. Jestem artystką i bez trudności odnajduję się w środowiskach poza-kościelnych, niestety w Kościele poczułam pierwszy raz, że moje dary nikomu tam się nie przydają.

Emilia pisze...

Nie mogę zgodzić się z tezą, że "głoszenie Ewangelii w intelektualny sposób w 21 wieku to... największa pomyłka".
Głoszenie w sposób emocjonalny jest nie mniejszą pomyłką, niezależnie od okresu historycznego. Wynika z niego niebezpieczeństwo wzbudzania chwilowego uniesienia na podstawie, którego ludzie mają zapalić się dla Boga na 3 minuty.

Do głoszenia Ewangelii musimy używać argumentów zarówno intelektualnych, jak i emocjonalnych, ale przede wszystkim duchowych - mamy działać w mocy Jezusa. Jako ludzie stworzeni przez Niego składamy się z kilku "warstw" (cielesność, intelekt, emocje, duchowość...) i On chce je wszystkie przenikać.

Poza tym rozumienie sztuki jako czegoś nieintelektualnego, ale czysto emocjonalnego, uważam za chybione. Mit artysty w szale twórczym, niemalże opętanego przez natchnienie i niekontrolującego intelektualnie tego co powstaje pod jego rękoma, to XIXwieczna ściema. Świadomy proces twórczy jest pracą umysłową, chociaż oczywiście ściśle sprzężoną z emocjami. Niemalże tak samo wygląda to przy malowaniu obrazu, generowaniu filmu 3D czy pisaniu traktatu filozoficznego.