Teologia nie dla głupców

autor: Andrzej Małkiewicz

Najgorsi są doktorkowie
 „…wiedza wbija w pychę, miłość zaś buduje.” 1 Kor 8,1

Kiedy jeszcze studiowałem miałem okazję zaobserwować paradoksalne zjawisko zachodzące pomiędzy studentami a niektórymi wykładowcami. Otóż zdarzało się, że młodzi magistranci lub adiunkci, którzy stawiali pierwsze kroki w pracy nauczyciela akademickiego, byli niezwykle pewni siebie we wszystkich poruszanych na zajęciach tematach. Szczególnie młode osoby wykładające podstawy psychologii, filozofii lub etyki, miały łatwość w wyrażaniu ostatecznych opinii i poglądów. Ich punkt widzenia był zawsze bardzo egocentryczny a fakt posiadania stopnia magistra w swojej dziedzinie dodawał im tylko skrzydeł. Z przykrością obserwowałem ich nadymanie wiedząc, że wkrótce życie spuści z nich trochę powietrza. Niestety takie zjawisko można zaobserwować w każdej społeczności ludzkiej, również w Kościele. Wszędzie tam, gdzie w grę wchodzi awans społeczny, ambicja, zaszczyt lub uznanie, człowiek który znalazł się na wyższym poziomie wiedzy i poznania, będzie narażony na piekielne łaskotki własnej próżności. Ponieważ mamy dzisiaj dostęp do ogromnego zasobu wiedzy teologicznej i literatury inspiracyjnej, pisanej przez ludzi wierzących na całym świecie, często uzyskane przez nas „oświecenie” poza granicami naszego kościoła, zamiast ubogacać środowisko w którym wzrastamy, doprowadza do wewnętrznych podziałów i konfliktów. Nie byłbym obiektywny, gdybym nie zauważył, że czasami powodem tych podziałów są liderzy, którzy mają egocentryczną wizję i nie potrafią się wsłuchać w oddolne inicjatywy w kościele. Nie mniej jednak chciałbym się skupić na rzekomo „oświeconych”, którzy liznęli jakąś książkę chrześcijańską wątpliwego pochodzenia czy troszeczkę teologii i powoli separują się od wszystkiego co „nieczyste” w kościele, coraz bardziej pogrążając się w pseudoortodoksji.


Wiem, że nic nie wiem
„Po części bowiem tylko poznajemy, po części prorokujemy. Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe, zniknie to, co jest tylko częściowe. Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko. Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego, co dziecięce. Teraz widzimy jakby w zwierciadle, niejasno; wtedy zaś [zobaczymy] twarzą w twarz: Teraz poznaję po części, wtedy zaś poznam tak, jak i zostałem poznany. Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość - te trzy: z nich zaś największa jest miłość.” 1 Kor 13,9-13
Kontynuując opis moich obserwacji z okresu studiów chciałbym teraz przedstawić sylwetkę innych nauczycieli akademickich, którzy zawsze z niezwykłą ostrożnością i pokorą wypowiadali się na tematy nie jasne lub co najmniej trudne. Wbrew pozorom tymi wykładowcami byli najczęściej profesorzy zwyczajni, mający zazwyczaj siwe włosy na głowie. Im często przyświeca Sokratesowe powiedzenie „wiem, że nic nie wiem”. Mając wiele lat doświadczenia nie raz byli świadkami zakwestionowania teorii, które uchodziły przez wiele lat za paradygmaty nauki. Oni wciąż byli gotowi wysłuchać młodych studentów, którzy może w przyszłości niczym Kopernik zrewolucjonizują wydające się niezmienne prawa nauki, co też często się obecnie zdarza np. w medycynie czy fizyce. Takiej postawy potrzebujemy w Kościele. Szczególnie mając do czynienia z niektórymi drugorzędnymi zagadnieniami biblijnymi. Oczywiście innej ewangelii nie ma (Ga 1,7), lecz myślę, że niektóre tematy nie wymagają rozdzierania szat. Nie chciałbym w tym artykule tworzyć listy spornych tematów z czerwonej strefy, bo wiem że jest wiele spraw, które poróżniają chrześcijan w naszym kraju i na świecie. Myślę, że sprzyjającym środowiskiem na taką pseudoteologiczną małostkowość jest dobrobyt, w którym żyjemy. Mimo, że doskwiera nam 15% bezrobocie a wiele ludzi pracuje za najniższą krajową, to w moim przekonaniu standard naszego życia uległ znacznej poprawie. Dziś wiele rzeczy, które niegdyś były dla nas zbędnym luksusem, obecnie są niezauważalną normą bez której nie moglibyśmy żyć (patrz. telefon komórkowy, internet, własny samochód itp.). Jest nam po prostu za dobrze. Chrześcijanom prześladowanym w innych krajach nie w głowie są spory o przecinek w Biblii, rodzaj wody używanej do chrztu, formę nabożeństwa, czy chustę na głowie. Oni przeżywają cudowną jedność i braterstwo, walcząc wspólnie o wiarę w ewangelię. W polskim kościele jesteśmy coraz bardziej rozpieszczeni i zarazem roszczeniowi. Dzięki Bogu, że nasze kościoły nie przypominają sekciarskich komun, które uprawiają tzw. „zamordyzm”, lecz uważajmy również z tą naszą kościelną emancypacją. Chrześcijańska wolność zobowiązuje i uczy odpowiedzialności w imię miłości i wspólnego dobra. To prawdziwe wyzwanie dla współczesnego kościoła, w którym niektórzy zasłaniając się stwierdzeniem „Pan mnie prowadzi” uważają, że wolno im to, czy tamto…
Egocentryzm religijny, czyli: „moje jest mojsze, niż twojsze”
 „Chcieli uchodzić za uczonych w Prawie nie rozumiejąc ani tego, co mówią, ani tego, co stanowczo twierdzą.” 1 Tm 1,7
Podróżując po Polsce ze wschodu na zachód, chrześcijaństwo protestanckie w naszym pięknym kraju jest bardzo różne pod względem lokalnego folkloru, indywidualnej tożsamości oraz zróżnicowanych poglądów. Ta różnorodność rozciąga się od konserwatyzmu po liberalizm. To jest moim zdaniem bardzo ciekawe z punktu widzenia etnologii chrześcijańskiej, ponieważ owa różnorodność posiada jeden wspólny mianownik, którym jest Nicejsko-konstantynopolitańskie wyznanie wiary przyjęte na soborze w 381 r. po Chrystusie. Byłoby idealnie, gdyby indywidualne różnice w naszym „wiaropoglądzie” nie budowały barier pomiędzy wierzącymi. Niestety czasami spotykamy na swojej drodze chrześcijan, który nie pozostawiają nam żadnej przestrzeni na samodzielne dochodzenie do przekonań. Na pewno nieraz spotkaliście się w waszym chrześcijańskim życiorysie z sytuacja, w której ktoś starał się czasami subtelnie a czasami brutalnie imputować wam swoją percepcję Boga. To właśnie tacy „izraeliccy doktorkowie”, których konstrukcja psychiczna nie pozwala na spojrzenie na siebie z boku, są skrajnie egocentryczni i nawiedzeni swoimi poglądami. Przy nich nie możesz myśleć inaczej, bo od razu zostaniesz uznany za zwiedzionego lub niedojrzałego. Często owi bracia nieświadomie odwołując się do twojego ego, tłumaczą ci jak dziecku, że „jesteś jeszcze młody i Pan musi Ci to pokazać” licząc na to, że Ty chcąc zapewnić ich o swojej dojrzałości bezmyślnie zainstalujesz sobie w głowie ich koncepcję wiary. Niestety musisz być zawsze gotowy na to, że jeszcze nie raz spotkasz ludzi, którzy uważają że wiedzą już wszystko. Dziś wielu wierzących uprawia „chrześcijańskie żydostwo” nawołując braci słowami „wróćmy do Słowa”, jednocześnie sugerując wszystkim wokół biblijny analfabetyzm. Niestety uważam, że często pseudoortodoksyjne poglądy biorą się nie z Biblii, tylko z książek. Byłem świadkiem niezwykle radykalnych przemian myślenia niektórych braci i sióstr po przeczytaniu jakiejś książki, a gdy za jakiś czas przeczytali inną, ich poglądy powędrowały za jej autorem. Domyślam się, że gdybyśmy mieli tylko Biblię i bylibyśmy odizolowani od wszelkiej agitacji i indoktrynacji zewnętrznej, niektóre poglądy w ogóle by się w nas nie ukształtowały, ponieważ w Biblii jest za mało danych dotyczących niektórych drugorzędnych zagadnień. Tymczasem literatura z łatwością nadaje kierunek naszemu myśleniu. Nie twierdzę, że książki są złe, lecz wymagają od czytelnika dystansu, zdrowego rozsądku i rozróżnienia TU i TAM. Coś co sprawdza się w Chinach w Polskim kościele może wyrządzić szkodę i na odwrót, ponieważ każda tożsamość narodowa i kulturowa posiada inną historię z którą Bóg potrafi się umiejętnie obchodzić. Używanie biblii jak drewnianego szablonu przez które zmieści się tylko jeden kształt „chrześcijański faszyzm”. Prawdą jest, że Boże prawa są niezmienne i On jest ten sam na wieki, ale Jego działanie w historii jest zróżnicowane. Bóg w historii był bardzo elastyczny i objawiał się ludziom w sposób przystępny dla zastanej kultury i cywilizacji (Hbr 1,1-2).
Margines tolerancji
 „Jeden czyni różnicę między poszczególnymi dniami, drugi zaś uważa wszystkie za równe: niech się każdy trzyma swego przekonania.” Rz 14,5
Potrzebujemy zatem relatywizmu w naszym sposobie myślenia oraz świadomości tego, że możemy się mylić. Ktoś powiedział że „wszyscy są zwiedzeni, tylko w różnym stopniu”. To nieprzyjemne stwierdzenie, ale jest w nim sporo prawdy. Jak mówi Pismo „wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył, a Pan jego dotknął karą za winę nas wszystkich” (Iz 53,6). Tak naprawdę wszyscy jako chrześcijanie jedziemy na tym samym wózku i szkoda czasu na teologiczną małostkowość, która dystansuje do siebie wierzących, niszczy różnorodność i skupia w homogenicznych grupach tylko ludzi o podobnych religijnych pożądliwościach. Nie bronię nikomu prawa do własnych poglądów ale trzeba pamiętać, że „tam się kończy nasza wolność, gdzie zaczyna się wolność innej osoby”. Nie możemy się nawzajem „naparzać” swoimi poglądami. One mają służyć zbudowaniu. Inaczej mówiąc o poglądach trzeba umieć rozmawiać, to pierwsza i jedna z ważniejszych lekcji jaką musimy opanować. Widzę jak często chrześcijanie doprowadzają się do irytacji wymieniając się jakimiś myślami a każdy broni własnego zdania. Zastanawiam się czasem dlaczego dwaj nadpobudliwi chrześcijanie sparingują się agresywnie swoimi przekonaniami, skoro oboje prezentują tylko swoje zdanie widziane, widziane z własnej perspektywy. Z żalem stwierdzam, że widziałem jak wierzący z łatwością szastają na lewo i prawo osądami tj. „jesteś zwiedziony” lub „jesteś fałszywym nauczycielem” itp. Takim zachowaniem starają się nieudolnie i na skróty przeforsować swoje racje. To żenujące. Koniecznie musimy zrobić wszystko, aby posiąść profesorską mądrość od Pana, która ujarzmi naszą werbalną agresję, przypominającą czasami wypowiedzi moherowych beretów i „obronę Częstochowy”. Jako chrześcijanie zawsze musimy byś gotowi do zmiany naszych poglądów lub ich ciągłego aktualizowania. Nie możemy iść drogą zatwardziałości, ponieważ miniemy się z Chrystusem w taki sam sposób jak Żydzi się minęli, trzymając się w nieżyciowy sposób litery. Pamiętajmy, że biblia nie jest napisana przez bezdusznego i bezmyślnego cyborga, ona jest życiowa i często nie podaje gotowych rozwiązań, ponieważ jest nauczycielem rozsądku i trzeźwego myślenia (2Tm 1,7). Ludzie często są bardzo leniwi i wolą działać wg. prostych wytycznych, niż myśleć. Wypunktowane czarno na białym przykazania i prawo Mojżeszowe sprawiły, że Żydzi całkowicie przestali korzystać z własnego rozumu, który przecież także otrzymali od Boga. Jezus często pokazywał Żydom ich literalne i religijne myślenie, które skierowane jest przeciwko człowiekowi i świętemu prawu do życia. Dlatego Jezus łuskał i jadł ziarno wraz z głodnymi uczniami w szabat, uzdrawiał chorych w szabat, a także wyciągnąłby w szabat zakleszczone w studni zwierzę, gdyby była taka potrzeba.
Zdrowa dieta na duchową równowagę
 „Aby wiara twoja, którą wyznajesz wespół z nami, pogłębiła poznanie wszelkich dobrodziejstw, jakie mamy w Chrystusie. Miałem bowiem wielką radość i pociechę z miłości twojej, ponieważ serca świętych przez ciebie, bracie, zostały pokrzepione.” Flm 0,6
Kończąc, musze zaznaczyć, że niewątpliwie potrzebujemy więcej Słowa Bożego w naszym życiu, aby nasza wiara, przekonania i poglądy były pod nieustanną obróbką Pisma Świętego. Potrzebujemy głębszego poznania aby skutecznie realizować Bożą wolę. Oby tylko nasza wiedza i poznanie nie wyrosły ponad nasze zaangażowanie w Boże dzieło. W tym miejscu możemy sobie zadać pytanie: czy chcemy wiedzieć o Bogu, czy Go doświadczać? Zapewne pomyśleliście sobie, że jedno i drugie, lecz muszę powiedzieć, że doświadczanie Boga jest dla ludzi, którzy z teorii przeszli do praktyki, którzy ze względu na Jezusa i ewangelię stawiają się w sytuacjach ekstremalnych, w których objawia się Boża moc i przejawy Bożego Ducha. Na przykład, po co nam wiedza o duchowych darach, poznanie i mądrość, skoro nigdy nie jesteśmy w okolicznościach, w których możemy to wykorzystać dla Pana i dla ludzi. Czy większość duchowych darów ma służyć nam czy kościołowi i ludziom, którzy mają przyjść do Chrystusa? Myślę, że odpowiedź jest oczywista. Potrzebujemy równowagi w naszym chrześcijańskim życiu pomiędzy teorią a praktyką. W nauce podobnie jak i w chrześcijaństwie nie ma praktyki bez teorii a teoria bez praktyki jest pustym słowotwórstwem. Tego musimy unikać, ponieważ wielka odpowiedzialność spoczywa na tych, który otrzymali poznanie. W
kościele zanim uczynimy się samozwańczymi nauczycielami i zaczniemy wyrażać nasze poglądy, zacznijmy od posługiwania, do którego zawsze jest za mało ochotników. Następnie opanujmy naszą emocjonalność abyśmy wyrażając cokolwiek w słowach nie odbierali życia, lecz byli zawsze dla wszystkich wonnością Chrystusa.
ZAPRASZAMY DO KOMENTOWANIA ARTYKUŁU

3 komentarze:

moss pisze...

amen!!!! 1Tym 1:5,6 Wiecej milosci i pokory!!!!!

Druk ulotek warszawa pisze...

To jeden z fajniejszych blogów na blogspocie.

Tłumaczenia angielski pisze...

Wciągające posty.