PĘKNIĘTA OPONA I UROJONA BRZOZA NA DRODZE PREZYDENTA A DYLEMAT SZACUNKU DO WŁADZY

Piotr Zawadzki


Wypadek samochodu (nie mylić z samolotem!) prezydenckiego pobudził całą masę komentarzy w Internecie. Niektórzy komentowali ironicznie i złośliwie, inni w atmosferze paranoi  "że to zamach", odgrzebując smoleńskie zjawy na autostradzie a4 i w "pękniętej gumie", a inni pozwolili sobie na czystą... nienawiść. Muszę przyznać, że komentarze na różnych portalach czytałem z rozbawieniem, ale też czasami z niesmakiem i zgrozą. Co jak co, ale chodzi o Prezydenta Rzeczpospolitej. Może jest to Prezydent opcji politycznej z którą w wielu miejscach mi nie po drodze, ale nadal: Prezydent kraju, który kocham, oraz... jego lider. 

Komentatorzy wypadku w wielu miejscach byli bowiem zawiedzeni, że Prezydent w wypadku nie zginął... i jawnie życzyli mu śmierci.

Nie będzie tu o tym, czy eksplodująca opona była zamachem. Zostawię to jakiejś szalonej komisji pod kierownictwem zabawnie szalonego ideologa (pewnie taka powstanie - "Komisja Pękniętej Gumy"). A tu Będzie o szacunku do władzy, tfu. 

Bo tego szacunku i kultury wśród niektórych ludzi w Polsce najwyraźniej panuje deficyt - i to większy niż państwowy!

Dla mnie temat ciężki - bo jestem człowiekiem mocno niezależnym, stawiającym na takie wartości jak wolność i niepodległość duszy (chrześcijańskie nawyki...) , ale napiszę o tym, aby złamać swoją butę. Bo trzeba, gdy nasze poglądy kolidują z przekazem pozostawionym Jezusa i apostołów.

A jest to temat, który należy poruszyć szczególnie w środowiskach chrześcijańskich. Bo wielu chrześcijan to anarchiści... I szczególnie do chrześcijan różnych opcji kościelnych jest to tekst, bo i katolicy i protestanci oraz innej maści wierzący ludzie ośmieszyli się, komentując wydarzenie na a4 w okrutny i jadowity sposób.

Czy można być chrześcijaninem i życzyć śmierci swojemu Prezydentowi? Chyba ktoś pomylił ewangelię z jihadem...

Życzyć śmierci? Anarchiści? "Aleś Piotrek odpalił!!!". A ja się upieram, że tak, bojujący anarchiści właśnie. Dlaczego? Już tłumaczę.

Większość chrześcijan z powodu swojej wiary w wolność, którą daje Bóg uważa bycie pod jakimkolwiek autorytetem za... problematyczne. Dobrze, jeśli jest to Boży autorytet, ale gorzej, gdy ludzki. Ten jest podejrzany.

A najgorsza opcja to taki autorytet, którego nie uznajemy.

Znasz może te pobożne hasła?
- "Mnie prowadzi Duch Święty a nie ludzkie opinie"
- "Żaden człowiek nie będzie mi mówił co mam robić, od tego jest Jezus"
- "Ja nie uznaję jego przywództwa, Bóg mi tego nie objawił"
- "On nie jest namaszczony"
- "Nie czuję tego"
- "Jestem wolny, nikt mi nie będzie mówił jak ma być, od tego jest Bóg"

Anarchia pod przykrywką pobożności. Ot co.

Hasła są z pozoru trafne, ale każde z nich omija ludzki czynnik i wskazuje na subiektywną relację z Bogiem. Subiektywną, znaczy, nie podlegającą korekcie (w wielu przypadkach). Nie ma w nich miejsca na autorytet, który nas konfrontuje. Jest tylko miejsce na to, co uznajemy i za czym chcemy podążać.

A czy nie jest tak, że charakter chrześcijański w pełni pokazać możemy idąc za liderami, którzy nie są po naszej myśli? Szczególnie, że Biblia mówi wyraźnie o tym, że mamy modlić się o władze. A jeśli modlić, to życzyć dobrze i szanować. Jedno wynika z drugiego.

Drobny incydent na a4 pokazał prawdziwe oblicze niektórych chrześcijan w Polsce. Brak szacunku do władzy, brak elementarnego współczucia i miłosierdzia. Polscy chrześcijanie muszą jeszcze raz przerobić lekcję o szacunku do władzy, którą podobno (według Biblii) ustanawia na dany czas Bóg.

Chyba, że tych ustanowień wyjątkowo nie mamy ochoty respektować, życząc po raz kolejny brzozy na drodze prezydenckiej limuzyny...

Brak komentarzy: