autor: Aneta Garbowska
Zapewne niewielu z nas pamięta i rozmyśla czasem o starej poczciwej fotografii analogowej. Postęp technologiczny i cyfryzacja skutecznie wyparła błonę fotograficzną na zawsze zmieniając oblicze fotografii. Dziś zrobić zdjęcie może każdy, o każdej porze w dosłownie każdym miejscu, bo każdy ma przy sobie przynajmniej jedno urządzenie posiadające wątpliwej jakości „aparat fotograficzny”. To zmieniło naszą mentalność. Nikt już nie liczy wolnych klatek na filmie, nie wyczekuje interesujących momentów i nie zbiera grosz do grosza by móc udać się do fotografa by w końcu wywołać film i zobaczyć jakie niezwykłości z otaczającej rzeczywistości udało nam się złapać w kadrze. Choć zapewne sporo z nas pamięta jeszcze to przyspieszone bicie serca na moment przed odbiorem wywołanych odbitek czy filmów. Tajemnica i niepewność... To było to.
Czasy się zmieniły. Dziś matryce cyfrowych nośników na swoją 'klatę' przyjmą wszystko. Dlatego nie szczędzimy im tysięcy zdjęć, setek podobnych kadrów bezmyślnie upychanych na kartach pamięci. Kiedyś było inaczej. Możliwość definiował kawałek błony celuloidowej podzielony na 24 lub 36 małych kwadracików. Błona o której mowa, to oczywiście nasz poczciwy film fotograficzny, bardzo delikatny i światłoczuły materiał, zawsze szczelnie schowany przed niepożądanym światłem.
Pewnie niewiele osób wie, bo to taki naukowy żargon, że robiąc zdjęcie tradycyjną techniką na kliszy powstaje tak zwany obraz pozorny. Pomijając tu techniczne i optyczne właściwości powstawania tego tworu jest to po prostu obraz sfotografowanej sceny zapisany na srebrowej powłoce filmu. Co więcej, jest to obraz „niewidoczny” bo mimo iż film został naświetlony to do czasu wywołania go w odpowiednich związkach chemicznych na jego powierzchni nie zachodzą żadne wizualne zmiany, jest nadal ciemna i przezroczysta. Oczywiście nie widzimy tego gołym okiem, bo film jest szczelnie schowany najpierw w kasecie, potem w aparacie a następnie znów zwijany do szczelnej kasety, ale musicie uwierzyć mi na słowo, że tak właśnie jest. Pewnie niektórzy z nas przyznają, że kiedy raz załadowaliśmy film do aparatu, leżał on tam nie raz długie miesiące powoli zapełniając zdjęciami klatkę po klatce. Czasem dopiero po pół roku biegło się do laboratorium wywołać 36 wyjątkowych klatek, kawałków naszej przeszłości... 36 obrazów pozornych, które miały objawić swą zawartość dopiero po zetknięciu się z odpowiednią chemią, z wywoływaczem, w kąpielach utrwalających.
Kiedy obserwuję świat, który mnie otacza widzę, że dokładnie tak jak na kliszy podczas naświetlania powstaje obraz pozorny, tak w naszych sercach powstaje obraz tego kim tak naprawdę jesteśmy. To z kim przebywamy, na co patrzymy , czego słuchamy, w każdej chwili dzień po dniu definiuje to, kim się stajemy. Ten obraz utrwala się w nas przez lata. I wiecie co ? Ten obraz naszych serc też jest pozorny. Prawdziwe emocje i uczucia schowane są szczelnie przed światem. To kim naprawdę jesteśmy schowane jest na dnie serca. Na co dzień uśmiechnięci, szczęśliwi, inteligentni nawet sami sobie wydajemy się być w porządku. Do czasu. Do czasu, kiedy i my nie spotykamy się z „wywoływaczem”. A najlepszym wywoływaczem są trudne doświadczenia. Wtedy właśnie zaczynamy pokazywać prawdziwe „kadry” i „ujęcia” naszego wnętrza. Pełne miłości, pokoju, radości, wierności, zaufania czy może zazdrości, strachu, nieufności, nienawiści, egoizmu ? Ze smutkiem stwierdzam, że często niestety dominuję te drugie emocje... Aż strach czasem spotykać się z ludźmi przechodzącymi przez kryzys. Bo widać w nich wtedy czarną rozpacz, mnóstwo ciemności i beznadziei. Myślę, że to są właśnie emocje, które popychają ludzi do depresji, samobójstw czy tyranii. Bo kiedy ich serce zalane zostało wywoływaczem nie znaleźli w sobie nic prócz ciemności...
Miejmy pokorę i świadomość, że co czym karmimy się w świetle słońca, w dobrych chwilach swego życia, kiedyś zostanie poddane próbie. Nasze serce, jak film fotograficzny pokryte jest powłoką srebrową, która absorbuje najmniejszy bodziec z zewnątrz. Czy jesteśmy tego świadomi czy nie każdy dzień i każda decyzja zostawia ślad i jeśli na co dzień nie poświęcisz serca by karmić się Bogiem, Jego słowem i Jego rzeczywistością w chwili próby nie znajdziesz w sobie nic poza przykrą prawdą, że twe wnętrze pełne jest obrzydliwości.
ZAPRASZAMY DO KOMENTOWANIA ARTYKUŁU
4 komentarze:
Poprzedni wpis bardziej mi się podobał.
Oj sentymentalnie Aneta :) Ach łezka się w oku kręci, gdy patrz na swoje stare aparaty, które dziś służą tylko do regałowej dekoracji...
Pięknie to ujęłaś...
Dziękuje za mądry i jakże prawdziwy tekst!
Prześlij komentarz